Nie chciał przyłożyć ręki do likwidacji kopalń - został odwołany.

Dyskusja na temat polskiego węgla toczy się za zamkniętymi drzwiami. Sprowadzona została do wyznaczenia dat zamykania kopalń. Janusz Kowalski, wiceminister aktywów państwowych, reprezentował inny niż reszta członków gabinetu pogląd na transformację energetyki. I mówił o tym głośno. Dlatego stracił stanowisko. Głośno o tym, co dzieje się w zaciszach gabinetów, gdzie zapadają decyzje rzutujące między innymi na przyszłość Śląska - mówi też poseł PiS z Rudy Śląskiej - Marek Wesoły.

Kowalski wesoly

Janusz Kowalski miał na pieńku z premierem Mateuszem Morawieckim mniej więcej od czasu niezrealizowanych wyborów korespondencyjnych, kiedy otwarcie wytykał szefowi rządu błędy. Kroplą, która przelała czarę był jednak zdecydowany sprzeciw wobec rządowych planów transformacji energetyki. Planów, które mogą boleśnie odbić się na przyszłości naszego regionu. Niedawno wiceminister Kowalski spotykał się z samorządowcami, związkowcami z sektora górniczego, a nawet posłami PiS, którzy krytykują rządowe zakusy na kopalnie.

- Nie rozmawiamy o tym problemie szerzej, w kontekście bezpieczeństwa kraju. Musimy pamiętać, że polski miks energetyczny w 80 procentach opiera się na węglu. Natomiast naukowcy oceniają, że wokół górnictwa jest 400 tysięcy miejsc pracy na Śląsku. Musimy zadbać o nowe stabilne miejsca pracy i zacząć tworzyć nową energetykę, a dopiero później możemy redukować źródła, które emitują dwutlenek węgla. Pan minister Janusz Kowalski prezentował, podobnie jak ja, twarde stanowisko w tej sprawie. Jego odejście to z perspektywy Śląska zła wiadomość - mówi poseł PiS, Marek Wesoły. - Jestem rudzianinem, to są moje korzenie. Mam moralny obowiązek, ale też obiektywny obowiązek upominania się o to, aby każda decyzja była podejmowana z uwzględnieniem interesu mieszkańców i interesu Polski. Jeśli Śląsk ma problem, to ma go też Polska.

PEP2040

Problem może zrodzić plan PEP2040, czyli Polityki Energetycznej Polski do roku 2040. Zakłada on między innymi zmniejszenie udziału krajowego węgla w produkcji energii.

"Udział węgla w strukturze zużycia energii osiągnie nie więcej niż 56 proc. w 2030 r., a przy podwyższonych cenach uprawnień do emisji CO2 może spaść nawet do poziomu 37,5 proc."

W praktyce może to oznaczać masowe zamykanie kopalń. W zamian - autorzy programu proponują stworzenie około 300 tysięcy miejsc pracy w branżach energii odnawialnej, energetyki jądrowej, elektromobilności itp. Dla przykładu udział energii ze źródeł odnawialnych ma do 2030 roku wynieść nie mniej niż 32 procent. Co ma zapewnić rozwój fotowoltaiki oraz... morskich farm wiatrowych. Z kolei w związku z ograniczeniem udziału węgla - zwiększeniu ma ulec import gazu ziemnego, ropy naftowej i paliw ciekłych. Na tym nie koniec - w 2033 roku ma zostać wdrożona energetyka jądrowa. Plan zakłada uruchomienie sześciu bloków jądrowych wdrażanych co 2-3 lata.

- Apeluję o korektę zapisów PEP. Węgiel jeszcze przez długie lata będzie dla nas bardzo ważny, jeśli chodzi o bezpieczeństwo energetyczne. W ramach twardych negocjacji w Unii Europejskiej musimy domagać się odpowiedniego traktowania tego surowca, bo obowiązujący dziś kurs powoduje, że mamy z naszym węglem problem. To wina polityki UE, która ma jak najszybciej zmieść z powierzchni ziemi węgiel jako paliwo - podkreśla poseł Wesoły. I dodaje: - Jestem absolutnym zwolennikiem tego, żeby było zielono i żeby powietrze było czyste. Ale dlaczego nie dyskutujemy o możliwości wykorzystania nowych technologii w naszych konwencjonalnych źródłach? Nie widzę różnicy między tym, czy zamontujemy 5 milionów paneli fotowoltaicznych czy zastosujemy instalację, która będzie wychwytywać CO2. Oba elementy bronią przecież czystego powietrza i środowiska.

Koniec górnictwa za 28 lat?

Plan nowej polityki energetycznej jest dalekosiężny. Dlatego nawet jego przeciwnicy - zalecają spokój. Może chodzi tylko o wykazanie się przed Unią Europejską?

- Czy ostatnią kopalnię zamkniemy w 2049, czy w 2030 będzie zależało od tego, jak będziemy prowadzić naszą politykę. Dziś w Europie rządzą ci, którzy mają takie poglądy. Co będzie za 10 lat? Jaki będzie kurs, gdy energia będzie zagrożona? Czy mieszkaniec UE będzie cieszył się z czystego powietrza, gdy nie będzie go stać na zagotowanie wody na herbatę? Spokojnie brońmy swojego, brońmy swojego surowca. Nie obrażajmy się na nikogo. Naszą racją stanu jest obrona tego, co nam przynosi pożytek, a nie tego, co przynosi pożytek Unii Europejskiej - zaznacza Marek Wesoły.

Zwłaszcza na Śląsku, gdzie nadal przemysł wydobywczy i energetyczny jest filarem, na którym opierają się tysiące miejsc pracy w branży i branżach współpracujących. Ich koniec niósłby... delikatnie rzecz ujmując - poważne problemy społeczne.

Subskrybuj rudzianin.pl

google news icon