Jej konto było "zagrożone". Oddała oszustowi całe oszczędności

To się nie dzieje... Dziesiątki przypadków w Rudzie Śląskiej, tysiące w całej Polsce, a ludzie ciągle dają się na to nabierać. Metoda "na zagrożone konto", jak się okazuje, jest skuteczna nie tylko na seniorów.

Jacek Skorek
W torbie przy śmietniku 39-latka zostawiła 65 tysięcy złotych

Akcja rozgrywała się wczoraj, we wtorek, 19 października. Około godziny 15. do 39-letniej mieszkanki Nowego Bytomia zadzwoniła "pani z banku". Rozmowa dotyczyła jej konta, a właściwie konta jej nieżyjącej matki. To wzbudziło podejrzenia kobiety i zakończyła rozmowę.

- Niedługo potem zadzwonił mężczyzna podający się za policjanta. Uprzedził kobietę, że może do niej dzwonić oszustka podająca się za pracownicę banku. Kiedy rudzianka powiedziała, że taka rozmowa już miała miejsce - rzekomy policjant ostrzegł ją, że pieniądze na jej koncie są zagrożone i powinna je jak najszybciej wypłacić i przekazać policji w depozyt - mówi asp. szt. Arkadiusz Ciozak z KMP w Rudzie Śląskiej.

Mężczyzna kazał kobiecie nie rozłączać się i natychmiast jechać do banku. Okazało się jednak, że oddział w Nowym Bytomiu jest już zamknięty. Więc skierował ją do Plazy w Wirku.

- Kobieta pojechała do Plazy. Chciała wypłacić 50 tysięcy złotych. Jednak pracownica banku poinformowała ją, że taką gotówkę trzeba zamówić i będzie następnego dnia - opowiada Ciozak.

Będący ciągle "na telefonie" policjant powiedział jej, że musi to zrobić natychmiast. Na przykład wypłacić z bankomatu. Tu na przeszkodzie stanął limit wypłat. By go zwiększyć, kobieta poprosiła o pomoc pracownicę banku. Wreszcie udało się i wypłaciła. 50 tysięcy złotych.

- Podający się za policjanta mężczyzna kazał jej spakować pieniądze w torbę i zostawić przy śmietniku w Nowym Bytomiu. Poszła więc do sklepu, kupiła papierową torbę, spakowała gotówkę i pojechała pod wskazany śmietnik. Gdy zameldowała, że wszystko się udało, "policjant" zapytał czy na pewno zabezpieczyła wszystkie pieniądze - mówi rzecznik rudzkiej policji.

I dobrze wyczuł. Okazało się, że kobieta miała jeszcze 15 tysięcy. Poszła więc do bankomatu, wypłaciła resztę, dołożyła do torby i... zadowolona z sukcesu wspólnej z policją operacji - nikomu nic nie mówiąc, poszła do domu.

Wieczorem tego dnia opowiedziała jednak o swojej akcji rodem z filmu kryminalnego siostrze. Ta złapała się za głowę, złapała też naiwną siostrzyczkę i około północy zawlokła do dyżurnego komendy miejskiej.

39-letnia rudzianka przedstawiła sprawę policjantowi i zapytała, kiedy otrzyma z powrotem zdeponowane u "operacyjnego" pieniądze... Minę dyżurnego łatwo sobie wyobrazić.

Subskrybuj rudzianin.pl

google news icon