Zakrapiane święta na jednym śladzie i drogie "zajączki" od policjantów

Coraz lepsza pogoda skłania do podróżowania na powszechnie dostępnych hulajnogach elektrycznych. Szkoda tylko, że coraz więcej osób decyduje się na nie wsiadać "na bani". A może to specyficzne podejście do odpowiedzialności? Do auta nie wsiądę, ale na hulajnogę - czemu nie?

Jacek Skorek
Hulajnogą z promilami - to zaczyna być plagą

9 kwietnia, w Wielkanoc, na ulicy Głównej w Wirku - patrol skontrolował podejrzanie zygzakującego hulajnogą mężczyznę. Zdecydowanie nie omijał on nierówności czy dziur w drodze. Okazało się, że 28-latek miał 2 promile. "Na zajączka" dostał 2500 złotych.

Również w niedzielę policja otrzymała informację od kierowców, że Drogową Trasą Średnicową od strony Świętochłowic - zygzakuje sobie rowerzysta. Drogówka przechwyciła cyklistę, którym okazał się 36-letni mieszkaniec Koszęcina. Był nie tylko po alkoholu - 1,26 promila, ale też bardzo pobudzony. Pobrano mu krew do badań na narkotyki i święto spędził w izbie wytrzeźwień. Gdy rano doszedł do siebie, zainkasował "prezent" - 2500 złotych, zabrał rower i... ruszył w dalszą drogę do Koszęcina. Może zdążył jeszcze na spóźnione dzielenie się jajeczkiem.

W poniedziałek z kolei - na Pawła w Chebziu - znów na hulajnodze pomykał 41-latek. Ten miał "zaledwie" 0,76 promila, ale prezencik był ten sam - kolejne 2500 wpłynie do skarbu państwa.

Co ciekawe - w przypadku koszęcińskiego rowerzysty - na rudzkim odcinku DTŚ nie ma zakazu jazdy rowerem. To w końcu zwykła droga wojewódzka. Ale na przykład w Gliwicach - na zjazdach na DTŚ są znaki zakazu poruszania się rowerami po tej trasie. Widzieliście takie w innych miastach? A może tylko Ruda Śląska jest tak przyjazna rowerzystom?

Subskrybuj rudzianin.pl

google news icon